wtorek, 5 listopada 2013

Open Rescue

NA RATUNEK - łamanie prawa w obronie zwierząt

"Aktywista występujący w obronie zwierząt nie postrzega ich w kategoriach prawa własności. Są istotami zdolnymi do cierpienia, obdarzonymi statusem moralnym, a tym samym posiadają prawo do życia i wolności, o które mamy obowiązek walczyć."


Na całym świecie istnieją tysiące organizacji, które zajmują się pomaganiem zwierzętom. Część z nich skupia się na poszczególnych jednostkach, ratując znalezione na ulicy psy czy gołębie z przetrąconym skrzydłem. Zadaniem innych jest promocja wegańskiej diety, lobbowanie na rzecz zmian poszczególnych ustaw, zwiększanie świadomości społecznej na temat zwierząt i ich praw. Zmagania tysięcy osób do chwili obecnej nie doprowadziły do radykalnej zmiany naszego stosunku względem zwierząt. Produkcja mięsa stale rośnie, nie udało się całkowicie zakazać prowadzenia testów na zwierzętach, a w Polsce wciąż legalne jest wykorzystywanie ich w cyrkach i zabijanie dla futer. Otaczający nas impas od czasu do czasu przełamany zostaje akcjami bezpośrednimi, które wzbudzają kontrowersje w mediach i zmuszają społeczeństwo do refleksji. Jedną z form bezpośredniego zaangażowania w wyzwolenie zwierząt jest OPEN RESCUE - otwarty ratunek - czyli działania polegające zwykle na łamaniu prawa w celu ratowania zwierząt, które przeżywają ogromne cierpienie i których życie jest zagrożone. 

 Akcje Open Rescue wyróżnia przede wszystkim ich jawność. Uratowanie każdego zwierzęcia, które cierpi z powodu uwięzienia w przemysłowej hodowli (czyli warunków, które nie pozwalają na zaspokojenie podstawowych potrzeb) oznaczałoby całkowitą likwidację tej gałęzi gospodarki. Aktywiści zdając sobie sprawę, że jest to cel, którego mimo kilkudziesięciu lat starań nie udało się osiągnąć drogą promocji wegańskiego stylu życia, decydują się na symboliczne akcje, które są starannie nagrywane po to, by dokumentować warunki, w jakich przetrzymywane są zwierzęta. Nie noszą masek i świadomie łamią prawo - dokonując wtargnięcia na teren prywatny i kradnąc czyjąś własność - ponieważ uważają, że ratowanie życia jest ważniejsze niż przepisy uprzedmiotawiające zwierzęta. Każdy, kto bierze udział w Open Rescue naraża się na konsekwencje prawne, jednocześnie daje wyraźny sygnał, że uważa swoje postępowanie za słuszne. Jawność tożsamości aktywistów, odważne mówienie i dokumentowanie realiów wykorzystywania zwierząt, skraca dystans między ogółem społeczeństwa a działaczami. Ich zadaniem jest przedstawienie nieznanych powszechnie faktów, co ma pomóc w podjęciu świadomych wyborów konsumenckich, z pełną odpowiedzialnością za cierpienie, które zostało udokumentowane. Początkowo akcje Open Rescue spotkać można było głównie w Australii. Z czasem jednak bardzo pozytywne reakcje na tę formę aktywizmu przekonały do działania również grupy z USA i Europy (odnotowano je m.in. na terenie Austrii, Niemiec, Szwecji, Norwegii i Hiszpanii).







 Jak wygląda Open Rescue? Wyobraźmy sobie ogromne hale przepełnione rzędami klatek, w których upchane zostały setki tysięcy zwierząt. Aktywiści muszą przygotować się do wejścia na fermę, w której znajduje się, na przykład 160 tysięcy kur. Z tych setek tysięcy wybiorą zaledwie kilka, które staną się symbolem tego jak traktowane są pozostałe. Fermy nie są pilnowane jak szwajcarskie banki, więc czasem może wystarczyć skok przez płot i wejście przez otwarte drzwi. Bardzo często aktywistom potrzebne są maseczki, nie w celu ukrycia tożasmości, ale ochrony dróg oddechowych. Po wybraniu najsłabszych osobników i zrobieniu zdjęć oraz filmów, zwierzęta są umieszczane w przygotowanych specjalnie pudłach, a następnie przewożone do weterynarza.
fot. Jo-Anne McArthur



 Ratowanie konkretnych jednostek i pokazywanie ich losu, w oczach aktywistów jest najlepszą metodą zwrócenia uwagi społeczeństwa. Jednocześnie to bardzo trudne doświadczenie, które pozwala im na uratowanie tylko kilku spośród miliardów zwierząt traktowanych jak produkty spożywcze, narzędzia rozrywki, fragmenty ubrań. Stąd apel, związany z narażeniem własnej wolności, który kładzie nacisk na udział pojedynczego konsumenta w ogólnoświatowych decyzjach i możliwość wprowadzenia zmian poprzez proste, codzienne wybory.



 Według aktywistów zwierzęta nie mogą być postrzegane w kategoriach prawa własności. Jako istoty zdolne do cierpienia obdarzone są statusem moralnym, a tym samym posiadają ważne interesy bądź prawa, którym należy się ochrona. Obrońcy praw zwierząt dążą zatem do zniesienia wszelkich form ich eksploatacji oraz uznanie ich prawa do życia, wolności, nie bycia krzywdzonymi. Włamania w celu ratowania pojedynczych osobników oraz dokumentowanie warunków ich przetrzymywania, nie są zatem uznawane przez nich za nieetyczne. Ich nieposłuszeństwo wobec prawa jest bowiem uzasadniane ratowaniem życia.

 W akcjach Open Rescue najważniejszym celem jest dotarcie z informacją do przeciętnego obywatela, który nie pracował w fermie hodowlanej, laboratorium ani rzeźni; zgromadzenie danych na temat nieetycznych działań przemysłu wykorzystującego zwierzęta. Nie mamy tu do czynienia z działaniem w prywatnym interesie. Na skutek włamań, czy kradzieży najbardziej chorych osobników, ujawnione zostają skrajnie nieetyczne praktyki. Stąd właśnie bierze się przychylność opinii publicznej dla aktywistów wybierających taką metodę działania. Stają się oni dziennikarzami śledczymi, ale zarazem bohaterami, którzy oprócz relacjonowania wydarzeń biorą w nich aktywny udział.
Doprowadzenie do zamknięcia przedsiębiorstw trudniących się znęcaniem i powodowaniem śmierci zwierząt drogą nowelizacji ustaw nie powiodło się, dlatego nacisk na informowanie opinii publicznej, a tym bardziej ratowanie życia cierpiących zwierząt, wydaje się etycznie uzasadniony. Zwłaszcza, że w Open Rescue nie używa się przemocy wobec ludzi, a szkodliwość społeczna czynu (kradzież 5-ciu wycieńczonych do granic możliwości kur, ze 160 tys. fermy) jest niewielka. Właściwie znacznie większe koszty ponoszą aktywiści, którzy zapewniają uratowanym zwierzętom opiekę weterynaryjną, nowy dom, wyżywienie i leczenie do końca życia.
Świnka uratowana z fermy w Nowej Zelandii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz